środa, 3 lipca 2013

#4 Harry | część1






Co się stało z rycerskością i romantycznością? Czy istniała tylko w filmach z lat osiemdziesiątych? Chciałabym Johna Cusacka stojącego pod moim oknem z radiem. Chciałabym jeździć na kosiarce z Patrickiem Dempseyem. Chciałabym Jake'a z "Szesnastu świeczek" czekającego na mnie przed kościołem. Chciałabym Judda Nelsona wyrzucającego pięść wysoko w górę, bo wie, że mnie zdobył. Tylko raz chciałabym, żeby moje życie wyglądało jak w filmie z lat osiemdziesiątych. Najlepiej z niesamowitą ścieżką dźwiękową, która pojawiałaby się w najodpowiedniejszych momentach. Ale nie. John Hughes nie wyreżyserował mojego życia.*
Zacznę od tego, że każda historia ma swoje różne wersje i jest widziana z różnych perspektyw przez różnych ludzi. To jest moja wersja. Ta prawdziwa.
                                                                          *

-
Wohoou, uważaj jak idziesz. - usłyszałam znajomy męski głos. Schyliłam się po kartki, które przed chwilą wypadły mi z rąk. Popatrzyłam na chłopaka, który również kucnął i pomógł mi je zebrać.
-Harry? - zapytałam z niedowierzaniem. Zapisałam się do liceum, które znajdowało się kilkadziesiąt  kilometrów od mojego rodzinnego miasteczka i szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się spotkać tutaj nikogo znajomego. A już w szczególności Harry'ego. Cóż, ciekawe rozpoczęcie roku szkolnego, pomyślałam.
-O kurde, TI. - uśmiechnął się szeroko. - Co ty tu robisz? - zapytał podnosząc moje rzeczy z chodnika i podając mi dłoń, pomagając mi tym samym wstać.
-Biolchem. - popatrzyłam na niego z powagą.
Przyglądał mi się przez chwilę, a potem spojrzał na plik kartek, które trzymał. Zmrużył oczy i nie przestając się uśmiechać, objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić do nieznanego mi budynku. Spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba nie poszedłeś na ten kierunek co ja? - podniosłam brew i uśmiechnęłam się nieco głupawo.
-No coś ty. Wiesz, nie chciałem ci robić konkurencji. - zaśmiał się melodyjnie i przeczesał dłonią swoje ciemne włosy. Wyglądał cholernie uroczo. - Ale mamy razem matematykę i pomyślałem, że moglibyśmy pójść na nią razem. Wiesz, żeby było tam tak raźniej czy coś. - powiedział wprowadzając mnie do budynku.
Nawet nie zdążyłam go zapytać o to, jaki kierunek studiuje, bo tylko przekroczyliśmy próg sali matematycznej, a już został otoczony przez grupkę dziewczyn. Cały Harry.

Lekcja matematyki dłużyła mi się niemiłosiernie i prawdopodobnie umarłabym z nudów, gdyby nie dziewczyny, które ciągle płaszczyły się przed Harrym. Darmowa rozrywka. Siedziałam w ostatniej ławce całkiem sama i zła na chłopaka, że zostawił mnie samą i olał całą tą sprawę czucia się raźniej, kiedy okazało się, że całkiem mnie nie potrzebuje, bo ma grono swoich wiernych fanek. Chwila. Byłam zła na chłopaka? Nie, nie powinnam. Chyba powinnam już do tego przywyknąć. Od początku szkoły średniej kręciła się koło niego jakaś inna dziewczyna. Byłam trochę ciekawa, czy chociaż wiedział, jak one wszystkie miały na imię.
Wymierzyłam sobie mentalny policzek. O czym ja myślałam na matematyce? I czemu w ogóle zaprzątałam sobie tym głowę? Kiedy zadzwonił dzwonek, wstałam i szybko spakowałam notatnik do torby. Przy wyjściu profesor od matematyki, pan Evans, dał każdemu z nas małą ulotkę. Spojrzałam na nią.
Wybory przewodniczącego szkoły!
Masz potencjał, pomysły na zmiany i jesteś odważny?
Czekamy na kogoś takiego jak Ty!
Swoją kandydaturę należy zgłosić do końca tygodnia w sekretariacie szkoły.
Postaraj się o ciekawą kampanię wyborczą.
Powodzenia!
                                                                                  *
Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy, żeby to zrobić. W każdym bądź razie, zaraz po skończonych zajęciach udałam się do sekretariatu. Spodziewałam się tam niemałego tłumu i nie pomyliłam się. Kiedy weszłam, momentalnie wszystkie oczy skierowały się na mnie i widząc tych ludzi, uświadomiłam sobie, że chyba jestem jedyną pierwszoklasistką, która kandyduje do samorządu szkolnego. Usiadłam na ławce koło jakiegoś chłopaka trzymającego chusteczkę przy swoim nosie. Chusteczkę, która od krwi była aż bordowa. Chłopak jednak nie zdawał się być tym faktem przejęty. Po prostu siedział i tępo patrzył na ścianę przed sobą.
-Hej, co się stało? - zapytałam. Chłopak jednak nie zareagował. Lekko odsunęłam chusteczkę od jego nosa i chłopak aż syknął z bólu. - Kto ci to zrobił?
-Zostaw mnie w spokoju. - burknął i poprawił chusteczkę.
-Nie zostawię cię w spokoju. Zamierzasz chociaż iść do  pielęgniarki? - zapytałam i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wyszłam na totalną idiotkę, bo siedzieliśmy koło drzwi z napisem "Gabinet pielęgniarki". Chłopak popatrzył na mnie jak na jakąś idiotkę. W sumie miał rację. - Dobra, nieważne. Chciałam tylko pomóc. - podniosłam ręce w geście obronnym i odwróciłam się od chłopaka.
-Przepraszam. - usłyszałam i odwróciłam się do niego z powrotem. - Mam po prostu kiepski dzień. Zmieniłem szkołę, myślałem, że będzie lepiej, a jest nawet gorzej. - westchnął. - Jestem Brandon. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednak zauważywszy, że jest nieco ubrudzona krwią, cofnął ją i uśmiechnął się przepraszająco.
-[TI]. - odwzajemniłam uśmiech. - Możesz mi powiedzieć co się stało? - ponowiłam próbę.
-Jestem inny. - powiedział i wstał, bo drzwi gabinetu otworzyły się i został zawołany do pielęgniarki. - Do zobaczenia, [TI].
I zniknął za drzwiami. Co znaczyło to, że był inny
Drzwi w korytarzu otworzyły się gwałtownie i w chwilę później na środku stanęła zdyszana dziewczyna. Ta sama, która na matematyce cały czas zagadywała Harry'ego. Rzuciła krótkie "cześć" i usiadła koło mnie.
-Marianne. - podała mi dłoń. - Mamy razem matematykę, pamiętasz? - uśmiechnęła się.
Jak mogłabym nie pamiętać, skoro przez całą lekcję zarywałaś do chłopaka, na którym mi cholernie zależy, pomyślałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziałam w myślach. Przecież nie zależało mi na Harrym.
-[TI] - uścisnęłam jej dłoń i mój wzrok spoczął na pliku kartek, które dziewczyna trzymała na swoich kolanach. Spojrzałam na nią pytająco.
-Plan mojej kampanii. Chcesz zobaczyć? - zapytała i podała mi kartki.
Przeglądając notatki Marianne już drugi raz tego dnia zdałam sobie z czegoś sprawę. Nie miałam żadnego pomysłu na kampanię, podczas gdy większość osób zgromadzonych tutaj miało już opracowaną całą strategię. Przewertowałam kartki i oddałam je dziewczynie.
-Ale się zarumieniłaś. - zaśmiałam się, kiedy zauważyłam, że policzki dziewczyny były oblane szkarłatnym rumieńcem.
-Kojarzysz Hazzę? - zapytała. Skinęłam twierdząco głową. Dziewczyna westchnęła głęboko i kontynuowała: - Zaprosił mnie na randkę.
Teraz to ja miałam wrażenie, że się zarumieniłam. Czułam, że moje policzki zrobiły się jakieś ciepłe, a po moim ciele przeszedł zimny dreszcz.
-To świetny chłopak. - powiedziałam po chwilii.
-Znacie się? - uśmiechnęła się.
-Chodziliśmy razem do podstawówki i gimnazjum. - uśmiechnęłam się krzywo i weszłam do sekretariatu. Auć.

-[TI]! - usłyszałam za sobą głos, kiedy szłam na przystanek. Odwróciłam się. Marianne.
-Tak? - zapytałam
-Mam w sobotę urodziny, wpadniesz?
-Obawiam się, że nie będę dała rady. - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby czekała na jkieś wyjaśnienia. - Mam kilka spraw do załatwienia. 


________________________________________________________________________________
Soł, wracam do was z kilkuczęściowym imaginem z Harrym w roli głównej. Do napisania imagina zainspirował mnie film "Łatwa dziewczyna" (Easy A) z Emmą Stone w roli głównej. Uwielbiam ten film :D. Przewiduję co najmniej trzy części, ale to jeszcze wyjdzie w trakcie pisania. Mam nadzieję, że ta część chociaż trochę Was zainteresowała :) Jak myślicie, jak dalej potoczy się akcja?
~Olly

*cytat z filmu "Easy A", troszeczkę przez mnie zmieniony.