środa, 3 lipca 2013

#4 Harry | część1






Co się stało z rycerskością i romantycznością? Czy istniała tylko w filmach z lat osiemdziesiątych? Chciałabym Johna Cusacka stojącego pod moim oknem z radiem. Chciałabym jeździć na kosiarce z Patrickiem Dempseyem. Chciałabym Jake'a z "Szesnastu świeczek" czekającego na mnie przed kościołem. Chciałabym Judda Nelsona wyrzucającego pięść wysoko w górę, bo wie, że mnie zdobył. Tylko raz chciałabym, żeby moje życie wyglądało jak w filmie z lat osiemdziesiątych. Najlepiej z niesamowitą ścieżką dźwiękową, która pojawiałaby się w najodpowiedniejszych momentach. Ale nie. John Hughes nie wyreżyserował mojego życia.*
Zacznę od tego, że każda historia ma swoje różne wersje i jest widziana z różnych perspektyw przez różnych ludzi. To jest moja wersja. Ta prawdziwa.
                                                                          *

-
Wohoou, uważaj jak idziesz. - usłyszałam znajomy męski głos. Schyliłam się po kartki, które przed chwilą wypadły mi z rąk. Popatrzyłam na chłopaka, który również kucnął i pomógł mi je zebrać.
-Harry? - zapytałam z niedowierzaniem. Zapisałam się do liceum, które znajdowało się kilkadziesiąt  kilometrów od mojego rodzinnego miasteczka i szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się spotkać tutaj nikogo znajomego. A już w szczególności Harry'ego. Cóż, ciekawe rozpoczęcie roku szkolnego, pomyślałam.
-O kurde, TI. - uśmiechnął się szeroko. - Co ty tu robisz? - zapytał podnosząc moje rzeczy z chodnika i podając mi dłoń, pomagając mi tym samym wstać.
-Biolchem. - popatrzyłam na niego z powagą.
Przyglądał mi się przez chwilę, a potem spojrzał na plik kartek, które trzymał. Zmrużył oczy i nie przestając się uśmiechać, objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić do nieznanego mi budynku. Spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba nie poszedłeś na ten kierunek co ja? - podniosłam brew i uśmiechnęłam się nieco głupawo.
-No coś ty. Wiesz, nie chciałem ci robić konkurencji. - zaśmiał się melodyjnie i przeczesał dłonią swoje ciemne włosy. Wyglądał cholernie uroczo. - Ale mamy razem matematykę i pomyślałem, że moglibyśmy pójść na nią razem. Wiesz, żeby było tam tak raźniej czy coś. - powiedział wprowadzając mnie do budynku.
Nawet nie zdążyłam go zapytać o to, jaki kierunek studiuje, bo tylko przekroczyliśmy próg sali matematycznej, a już został otoczony przez grupkę dziewczyn. Cały Harry.

Lekcja matematyki dłużyła mi się niemiłosiernie i prawdopodobnie umarłabym z nudów, gdyby nie dziewczyny, które ciągle płaszczyły się przed Harrym. Darmowa rozrywka. Siedziałam w ostatniej ławce całkiem sama i zła na chłopaka, że zostawił mnie samą i olał całą tą sprawę czucia się raźniej, kiedy okazało się, że całkiem mnie nie potrzebuje, bo ma grono swoich wiernych fanek. Chwila. Byłam zła na chłopaka? Nie, nie powinnam. Chyba powinnam już do tego przywyknąć. Od początku szkoły średniej kręciła się koło niego jakaś inna dziewczyna. Byłam trochę ciekawa, czy chociaż wiedział, jak one wszystkie miały na imię.
Wymierzyłam sobie mentalny policzek. O czym ja myślałam na matematyce? I czemu w ogóle zaprzątałam sobie tym głowę? Kiedy zadzwonił dzwonek, wstałam i szybko spakowałam notatnik do torby. Przy wyjściu profesor od matematyki, pan Evans, dał każdemu z nas małą ulotkę. Spojrzałam na nią.
Wybory przewodniczącego szkoły!
Masz potencjał, pomysły na zmiany i jesteś odważny?
Czekamy na kogoś takiego jak Ty!
Swoją kandydaturę należy zgłosić do końca tygodnia w sekretariacie szkoły.
Postaraj się o ciekawą kampanię wyborczą.
Powodzenia!
                                                                                  *
Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy, żeby to zrobić. W każdym bądź razie, zaraz po skończonych zajęciach udałam się do sekretariatu. Spodziewałam się tam niemałego tłumu i nie pomyliłam się. Kiedy weszłam, momentalnie wszystkie oczy skierowały się na mnie i widząc tych ludzi, uświadomiłam sobie, że chyba jestem jedyną pierwszoklasistką, która kandyduje do samorządu szkolnego. Usiadłam na ławce koło jakiegoś chłopaka trzymającego chusteczkę przy swoim nosie. Chusteczkę, która od krwi była aż bordowa. Chłopak jednak nie zdawał się być tym faktem przejęty. Po prostu siedział i tępo patrzył na ścianę przed sobą.
-Hej, co się stało? - zapytałam. Chłopak jednak nie zareagował. Lekko odsunęłam chusteczkę od jego nosa i chłopak aż syknął z bólu. - Kto ci to zrobił?
-Zostaw mnie w spokoju. - burknął i poprawił chusteczkę.
-Nie zostawię cię w spokoju. Zamierzasz chociaż iść do  pielęgniarki? - zapytałam i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wyszłam na totalną idiotkę, bo siedzieliśmy koło drzwi z napisem "Gabinet pielęgniarki". Chłopak popatrzył na mnie jak na jakąś idiotkę. W sumie miał rację. - Dobra, nieważne. Chciałam tylko pomóc. - podniosłam ręce w geście obronnym i odwróciłam się od chłopaka.
-Przepraszam. - usłyszałam i odwróciłam się do niego z powrotem. - Mam po prostu kiepski dzień. Zmieniłem szkołę, myślałem, że będzie lepiej, a jest nawet gorzej. - westchnął. - Jestem Brandon. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednak zauważywszy, że jest nieco ubrudzona krwią, cofnął ją i uśmiechnął się przepraszająco.
-[TI]. - odwzajemniłam uśmiech. - Możesz mi powiedzieć co się stało? - ponowiłam próbę.
-Jestem inny. - powiedział i wstał, bo drzwi gabinetu otworzyły się i został zawołany do pielęgniarki. - Do zobaczenia, [TI].
I zniknął za drzwiami. Co znaczyło to, że był inny
Drzwi w korytarzu otworzyły się gwałtownie i w chwilę później na środku stanęła zdyszana dziewczyna. Ta sama, która na matematyce cały czas zagadywała Harry'ego. Rzuciła krótkie "cześć" i usiadła koło mnie.
-Marianne. - podała mi dłoń. - Mamy razem matematykę, pamiętasz? - uśmiechnęła się.
Jak mogłabym nie pamiętać, skoro przez całą lekcję zarywałaś do chłopaka, na którym mi cholernie zależy, pomyślałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą powiedziałam w myślach. Przecież nie zależało mi na Harrym.
-[TI] - uścisnęłam jej dłoń i mój wzrok spoczął na pliku kartek, które dziewczyna trzymała na swoich kolanach. Spojrzałam na nią pytająco.
-Plan mojej kampanii. Chcesz zobaczyć? - zapytała i podała mi kartki.
Przeglądając notatki Marianne już drugi raz tego dnia zdałam sobie z czegoś sprawę. Nie miałam żadnego pomysłu na kampanię, podczas gdy większość osób zgromadzonych tutaj miało już opracowaną całą strategię. Przewertowałam kartki i oddałam je dziewczynie.
-Ale się zarumieniłaś. - zaśmiałam się, kiedy zauważyłam, że policzki dziewczyny były oblane szkarłatnym rumieńcem.
-Kojarzysz Hazzę? - zapytała. Skinęłam twierdząco głową. Dziewczyna westchnęła głęboko i kontynuowała: - Zaprosił mnie na randkę.
Teraz to ja miałam wrażenie, że się zarumieniłam. Czułam, że moje policzki zrobiły się jakieś ciepłe, a po moim ciele przeszedł zimny dreszcz.
-To świetny chłopak. - powiedziałam po chwilii.
-Znacie się? - uśmiechnęła się.
-Chodziliśmy razem do podstawówki i gimnazjum. - uśmiechnęłam się krzywo i weszłam do sekretariatu. Auć.

-[TI]! - usłyszałam za sobą głos, kiedy szłam na przystanek. Odwróciłam się. Marianne.
-Tak? - zapytałam
-Mam w sobotę urodziny, wpadniesz?
-Obawiam się, że nie będę dała rady. - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby czekała na jkieś wyjaśnienia. - Mam kilka spraw do załatwienia. 


________________________________________________________________________________
Soł, wracam do was z kilkuczęściowym imaginem z Harrym w roli głównej. Do napisania imagina zainspirował mnie film "Łatwa dziewczyna" (Easy A) z Emmą Stone w roli głównej. Uwielbiam ten film :D. Przewiduję co najmniej trzy części, ale to jeszcze wyjdzie w trakcie pisania. Mam nadzieję, że ta część chociaż trochę Was zainteresowała :) Jak myślicie, jak dalej potoczy się akcja?
~Olly

*cytat z filmu "Easy A", troszeczkę przez mnie zmieniony.

niedziela, 30 czerwca 2013

Yeah, im back

Cześć!
Wiem, że strasznie zaniedbałam bloga, przepraszam. Nawet nie ma sensu na tłumaczenie się, bo powód mojej nieobecności tutaj jest banalny. Chciałabym się tylko dowiedzieć.. czy ktoś z Was jeszcze tu został? Mam mnóstwo pomysłów na imaginy i od jutra chcę zacząć. Co Wy na to? Postaram się tym razem Was nie zawieść.

~Olly

PS. Jeżeli macie jakieś pomysły na imaginy i/lub chcielibyście dedykację - piszcie w komentarzach :)

czwartek, 2 maja 2013

Przepraszam

Hejhej.
Chciałabym Was strasznie przeprosić. Za co? Jak większość z Was już pewnie zauważyła mam kłopot z regularnym dodawaniem imaginów. Z moją weną jest różnie, ostatnio nie mogę sklecić żadnego zdania i jeszcze na dodatek miałam w domu remont, przez co miałam odłączony internet. Przepraszam.

sobota, 6 kwietnia 2013

#3 Niall



Głośny, pikający dźwięk rozległ się w moim pokoju. Początkowo raz, potem coraz częściej. Nie, błagam, jeszcze nie teraz, pomyślałam. I tak minęło 10 minut spędzonych przeze mnie na usiłowaniu zignorowania budzika, którego nie chciało mi się wyłączyć, gdyż był na drugim końcu pokoju. Wiem, że to trochę nie logiczne, jednak ustawienie budzika z dala od łóżka miało motywować mnie do tego, żeby wstać. I nie oszukujmy się, do niczego mnie to nie motywowało, a tylko budziło wszystkich domowników. Po pewnym czasie leniwie wstałam przy okazji potykając się o książki i ubrania, które poprzedniego dnia zrzuciłam z łóżka nie myśląc o tym, żeby je gdzieś ułożyć, zrobić z nimi porządek. Podeszłam do telefonu i wyłączyłam budzik. Spojrzałam na wyświetlacz. "Sobota" - to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Jak to sobota? Czy naprawdę byłam aż tak głupia, żeby ustawiać alarm na 5:00 rano w sobotę, zważając na to, że zaczynam swoją zmianę w restauracji dopiero o 10? Silly [TI], delikatnie uderzyłam się w czoło otwartą dłonią.
Wiedząc, że i tak już nie zasnę, postanowiłam trochę ogarnąć swój pokój, a następnie siebie. Poszło o wiele sprawniej niż myślałam. Przy okazji znalazłam swój zeszyt do geografii, który zgubiłam w połowie semestru, więc przepisałam cały od nowa. Najlepsze było to, że przez cały czas był pod moją komodą.
Wyszłam z domu o ósmej. Pogoda tego dnia była naprawdę bardzo nietypowa dla północnej części Irlandii, miasta Mullingar. Słońce świeciło bardzo jasno na bezchmurnym niebie i wiał przyjemny, nieco chłodny wiatr. Co i tak nie zmieniało faktu, że było bardzo ciepło i chyba przesadziłam, ubierając tego dnia rurki, a do nich zabudowany botki. Nie chciało mi się jednak wracać do domu.
Moi rodzice prowadzili restaurację z polskimi daniami w centrum Mullingar. Przeprowadziliśmy się do Irlandii pięć lat temu, kiedy tata zrezygnował z posady kierownika w prestiżowej firmie kosmetycznej i w efekcie nie mógł znaleźć innej pracy, a w chwilę później zwolnili z niej mamę. Tylko, w odróżnieniu od taty, mama znalazła jakąś pracę, jednak jej zarobki nie wystarczyłyby na utrzymanie naszej rodziny. Najpierw tata zaproponował, że mógłby wyjechać do Wielkiej Brytanii i chwycić się jakieś pracy, bo tam podobno dobrze płacą. Byliśmy jednak zżytą rodziną i nie wyobrażałam sobie życia, ba, tygodnia bez taty, kiedy nigdzie nie wyjeżdżam ani nic. Więc wyprowadziliśmy się do Irlandii wszyscy razem, gdzie wkrótce rodzice postarali się o pieniądze państwowe na otworzenie restauracji. I udało się. Początkowo mała knajpka na obrzeżach Mullingar, która podbiła serca mieszkańców ów miasta i turystów, po roku restauracja w centrum miasta, a w chwili obecnej rodzice byli właścicielami sieci restauracji, z czego jedna nasza restauracja znajdowała się nawet w Dublinie. Mimo tak wielkiego sukcesu, nie wyprowadziliśmy się do stolicy. Rodzice zawsze mieli sentyment do miejsc, gdzie coś się zaczynało. Tak więc, pracując w restauracji położonej w centrum nie zapomnieli o swojej małej knajpce znajdującej się na obrzeżach naszego miasta. Często tam wpadali, żeby coś pomóc czy doradzić kierowniczce [ITP]. Która była zresztą moją najlepszą przyjaciółką.
Weszłam do restauracji i od razu zobaczyłam mamę i [ITP], które cały czas coś przestawiały i kłóciły się miedzy sobą.
-Hej, co jest? - zapytałam.
-[TI]! - zaczęła moja mama. Była naprawdę bardzo podekscytowana. - Zgadnij, kto dzisiaj złożył rezerwację na dzisiejszy wieczór!
-Nie mam pojęcia. - powiedziałam ubierając biały fartuch i spinając włosy w luźny kok.
-Chłopaki z One Direction! - krzyknęła [ITP].
Powiem szczerze, że mi też udzieliło się ich podekscytowanie, jednak nie dałam tego po sobie poznać. No bo pomyślcie. Czy gotowanie dla piątki najsławniejszych chłopaków na świecie nie było zaszczytem?
-O której mają tu być? - zapytałam trzeźwo.
-O 19. - powiedziała mama.
Miałyśmy więc bardzo dużo czasu.
Nie byłam wielką fanką One Direction, lubiłam zaledwie ich jedną piosenkę "Little Things" i uważałam, że są bardzo zabawni. Jednak nie należałam do tych 80% dziewczyn z Mullingar, które wprost szalały za Chłopakami i jarały się tym, że mieszkają w rodzinnym mieście Nialla Horana. Co do Nialla, to jak spora część miasta, miałam z nim do czynienia. Do czynienia.. Dziwnie to zabrzmiało. W każdym bądź razie chodzi mi o to, że znałam go z widzenia, kiedyś zamieniliśmy parę słów i nawet graliśmy razem w piłkę nożną, jednak nasze rozmowy ograniczały się do zwykłego "cześć", "co tam" i prostych zdań w podstawowych czasach. Przed udziałem w XFactorze mieszkał niedaleko [ITP], która była jego dobrą koleżanką ze szkoły. Te kilka lat temu wyglądaliśmy w swoim towarzystwie trochę zabawnie. Niall, choć starszy ode mnie o trzy lata, wyglądał na młodszego ode mnie, natomiast ja wyglądałam jak przerośnięta dwunastolatka. Jednak mimo swojego wzrostu, nie pamiętam, żeby ktokolwiek i kiedykolwiek naśmiewał się z farbowanego blondyna. Był zawsze bardzo miły i życzliwy. I czarujący. Naprawdę.
Czas strasznie mi się dłużył i szczerze powiedziawszy nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę chłopaka na żywo. Więc kiedy na dużym zegarze na ścianie na przeciwko baru wybiła mała wskazówka wskazała cyferkę "siedem" i [ITP] przyczepiła na drzwi tabliczkę z napisem : "Przepraszamy, lokal zarezerwowany" zaczęłam się plątać po kuchni w ogólnie nie mogąc sobie znaleźć miejsca.
I po chwili usłyszałam "Hello" wypowiadane przez pięć kolejnych głosów. Wśród nich rozpoznałam jeden, ten najbardziej charakterystyczny, moim zdaniem, głos z wyraźnie słyszalnym irlandzkim akcentem. Niall.
Po chwili przyszła do mnie mama przywieszając na tablicy korkowej zamówienie. Pierogi ruskie dwa razy, bigos pięć razy, raz schabowy, woda mineralna pięć razy i herbata zabielana raz. Zabielana herbata? Serio? Podziwiam osobę, która to wypije.
Dania roznosiła [ITP] i za każdym razem, kiedy ponownie przychodziła do kuchni, była czerwona ze śmiechu.
-Dobra, [TI], bo teraz jest tego więcej, więc weź i pomóż [ITP]. Po co ma chodzić kilka razy. - powiedziała mama.
Westchnęłam, wzięłam dania i idąc za wyższą ode mnie o dobre kilkanaście centymetrów [ITP] wyszłam z kuchni. To, że szła przede mną było plusem, bo przynajmniej mnie zasłaniała. Po chwili doszliśmy do stolika chłopców. Wyglądali zniewalająco, jeszcze lepiej niż na filmikach. Nie zachowywali się jednak tak, jak opisywały to directionerki w swoich imaginach, których kilka kiedyś przeczytałam. Zayn nie przeglądał się w lustrze, Louis się nie wydurniał. Okej, ale Niall faktycznie dużo jadł. Można było to stwierdzić zobaczywszy, że dojada pierogi za chłopaków. [ITP] położyła miski z bigosem przed Louisem, Zaynem i Liamem, a mi zostali Harry i Niall. Kiedy stawiałam przed Harrym jego porcję, nic, absolutnie nic się ze mną nie działo, jednak kiedy podeszłam do Nialla i zauważyłam, że się mi przygląda, poczułam, że moje nogi robią się jak z waty. Od samej obecności Nialla Horana? Oj, [TI] jest z tobą naprawdę źle, pomyślałam.
W chwilę później stanęłam przy barku i zaczęłam robić zabielaną herbatę. Podniosłam głowę, a wtedy zobaczyłam przed sobą Nialla przyglądającego się mi. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do poprzedniej czynności.
I wtedy przyszła [ITP].
-Hej, Nialler, pamiętasz [TI]? - zapytała wesoło.
***
Kilka minut później chłopcy zaczynali się zbierać. Pożegnałam się z każdym i wróciłam do kuchni, żeby, bądź co bądź, trochę odreagować. Niall powiedział, że mnie pamięta. Po tylu latach. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i sprzątając bałagan, który gotując tu zostawiłam zaczęłam cicho śpiewać i poruszać się w rytm melodii przeze mnie śpiewanej. Po pewnym czasie odwróciłam się, żeby zanieść naczynia do zmywarki i wzdrygnęłam się nieco zobaczywszy niewysoką postać stojącą do mnie tyłem, sprzątającą równoległą ladę. Kontynuowałam jednak swoją poprzednią czynność dochodząc do wniosku, że ta osoba to nikt inny jak tylko moja mama.
I tried playing it cool, but when I'm looking at you, I can't ever be brave, cause you make my heart race, zanuciłam. Nuciłam piosenkę One Direction? Hm, jeszcze nigdy tego nie robiłam. Zbytnio się tym jednak nie przejęłam i chciałam kontynuować, gdy nagle usłyszałam:
-Shout me out of the sky, you're my kryptonite.
Chwila moment. Moja mama wprawdzie lubiła One Direction i znała ich piosenki na pamięć, ale totalnie nie umiała śpiewać. I nie miała takiego akcentu. Odwróciłam się ponownie.
I stanęłam jak wryta.
Czy naprawdę byłam taka niespostrzegawcza, żeby przed chwilą nie zauważyć, że moja mama ma dłuższe włosy i nie ma takich dużych stóp? I nie ma białych conversów?
-Ładnie śpiewasz. - mruknął Niall jakby czując, że się mu przyglądam. Odwrócił się i szeroko uśmiechnął.
Czułam, że się zarumieniłam.
-I to nieprawda, że nie umiesz tańczyć. Stwierdzam, że jest aż wręcz przeciwnie.
No tak. W podstawówce cały czas wykręcałam się od chodzenia na dyskoteki pod pretekstem, że mam wtedy zajęcia dodatkowe, a poza tym nie umiem tańczyć. Ale to też pamiętał?
-Myślałam, że wyszedłeś razem z chłopakami. - powiedziałam szybko chcąc jak najszybciej zmienić temat. Uśmiechnęłam się lekko, żeby ukryć swoje zażenowanie.
-Bo wyszedłem. - odpowiedział spokojnie. No jasne, ja się tu zaraz spalę ze wstydu, a Niall zachowuje się jakby to co przed chwilą widział było całkiem normalne, a jego obecność tutaj nie była dla mnie czymś zaskakującym. - Ale wróciłem.
No co ty.
-Wróciłem, żeby złożyć jeszcze dwa zamówienia. - kontynuował widząc, że nie jestem w stanie niczego z siebie wydusić. - Mógłbym zamówić te pierogi ruskie na wynos? Są naprawdę świetne.
-Eee, okej. - uśmiechnęłam się zdezorientowana i sięgnęłam do zamrażarki w poszukiwaniu pierogów.
I nagle zgasło światło i został wyłączony prąd, sądząc po braku światła w zamrażarce.
-Cholera. - mruknęłam.
Usłyszałam cichy śmiech Nialla.
-A ty co taki wesoły? - zapytałam nieco zirytowana.
-Bo ten dzień podoba mi się coraz bardziej. Dowiedziałem się, że nasz nowy teledysk pobił rekord wyświetleń na YouTubie w zaledwie kilka godzin, zjadłem najlepszą kolację w swoim życiu, znalazłem cię, a teraz jeszcze mam okazję do tego, żeby spotkać się z tobą ponownie.
-Nie rozumiem?
Faktycznie nie rozumiałam o co chłopakowi chodziło.
Kiedy jednak się odwróciłam, Nialla już nie było.
***
-Dziękuję za miło spędzony wieczór. - uśmiechnęłam się.
-To ja ci dziękuję. - Niall podszedł do mnie bliżej tak, że niemal stykaliśmy się ciałami. Moje serce zaczęło bić tak, jakby zaraz miało mi wyskoczyć z piersi. W chwilę potem usłyszałam, że Niall ciągnie za klamkę i poczułam, że ściana za mną się odsuwa. No tak, chłopak po prostu otworzył drzwi a ja z wrażenia o mało się nie przewróciłam.
-[TI], ale z ciebie idiotka. - mruknęłam do siebie zaraz po otworzeniu oczu. Śniłam o Niallu. Co jeszcze nie było najgorszą rzeczą. Najgorsze w tym wszystkim było to, że śniło mi się, że byliśmy na randce.
Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie. Była dopiero siódma, więc położyłam się z powrotem i zasnęłam. Tym razem obyło się bez tego typu snów. W sumie, to nic mi się nie śniło.
Obudziłam się, jak sądzę, nieco później niż zamierzałam. Byłam przytulona do szarej poduszki, a zaraz potem dotarł do mnie zapach ślicznych męskich perfum.
Męskich perfum?
Pewnie dzisiaj rano mama znowu zajęła tacie łazienkę i ten skorzystał z mojej.
Przytuliłam się mocniej do poduszki.
Chwila moment.
Dlaczego ta poduszka unosiła się i opadała równo z moim oddychaniem?
Nieco zdezorientowana podniosłam głowę i przysięgam, spaliłam buraka.
-O matko, Niall, co ty tu robisz? - natychmiast oprzytomniałam.
-Mówiłem, że się jeszcze spotkamy. -uśmiechnął się. - Poza tym, [ITM] mnie zaprosiła.
Serio mamo?
-I powiedziała, że robisz genialne pierogi.
No tak, wczorajsze zamówienie.
-Poczekaj chwilę, to trochę się ogarnę i najwyżej coś wykombinujemy. - posłałam mu, mam nadzieję, swój najładniejszy uśmiech.
-Ślicznie się uśmiechasz. - wyszczerzył się.
-Ale słodzisz. - rzuciłam w niego poduszką.
Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż. Założyłam na siebie sprane rurki i starą kraciastą koszulę taty. Ot, mój niedzielny strój. Nigdy nie sądziłam, żebym wyglądała w nim zjawiskowo, bo nawet mi na tym nie zależało. Aż do dzisiaj. Przed wyjściem z łazienki spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i mimowolnie się do siebie uśmiechnęłam. Wyglądałam pięknie. Przynajmniej tak się czułam.
-Idziemy? - zapytałam blondyna, który w dalszym ciągu siedział na moim łóżku w takiej samej pozycji, w jakiej widziałam go ostatnio. Zupełnie jakby się przez ten czas nie ruszał. Na mój widok ożywił się.
-Jasne. - uśmiechnął się i wstał z łóżka, po czym oboje zeszliśmy na dół, do kuchni.
Niall od razu podszedł do lodówki i otworzył ją. Zaśmiałam się cicho.
-Przepraszam za ten nietakt, ale twoja mama powiedziała, że.. - zaczął trochę zakłopotany.
-Nic się nie dzieje Niall. - przerwałam mu. - Skoro już jesteś w lodówce to wyciągnij mi jajka i ser biały.
-Tak jest.
W chwilę później ja mieszałam farsz, a Niall ugniatał ciasto. Jeść to może i on lubił i podobno nie miał w tym sobie równych, ale o gotowaniu, a nawet o tym, jak ugniatać ciasto, nie miał żadnego pojęcia i żeby odwrócić od tego uwagę opowiadał mi o śmiesznych sytuacjach, jakie spotykały go w czasie trasy koncertowej i o wygłupach pozostałych chłopaków.
-Okej, Niall, zamieńmy się, bo chyba coś to ci nie idzie. - zaśmiałam się i zabrałam mu deskę z ciastem, a w zamian podałam mu miseczkę z farszem.
-Ranisz mnie [TI]. - udał smutnego. Spojrzałam na blondyna. Jego wyraz twarzy był komiczny. Wybuchnęłam śmiechem. Chłopak w chwilę potem też. - A tak poważnie, to ja nie mam pojęcia o gotowaniu. Żadnego. Ani trochę.
-Hej, Niall, spróbuj, czy nie powinnam tego jeszcze doprawić. - chciałam podać mu łyżeczkę z farszem do spróbowania, jednak zrobiłam to tak zamaszyście, że łyżeczka trafiła na koszulkę Irlandczyka. - Oops, przepraszam.
Niall nic mi nie odpowiedział, tylko ze śmiertelnym wyrazem twarzy sięgnął po łyżeczkę leżącą w pojemniku na ladzie, nabrał na nią trochę farszu, po czym zrobił to, co przed chwilą ja niechcący jemu. Udałam oburzoną i znowu przejechałam łyżeczką po jego koszulce. A on zrobił mi to samo. W końcu byliśmy cali brudni od farszu, który znajdował się nawet na naszych twarzach.
Przy lepieniu pierogów blondyn przyglądał mi się bez słowa. Po pewnym czasie jednak podszedł do mnie, stanął za mną i delikatnie pocałował mnie w policzek. Przeszedł mnie zdradziecki dreszcz.
-A jeżeli chodzi o ten farsz, to jest idealny. - powiedział jak gdyby nigdy nic i odsunęwszy się ode mnie, wziął ostatni kawałek ciasta z farszem i zaczął lepić pieroga.
Po ulepieniu pierogów, których, nawiasem mówiąc, z powodu małej ilości farszu, udało nam się zrobić tylko dziesięć, wrzuciłam je do wody i zostawiłam na gazie. W tym czasie usiedliśmy z Niallem na dużym parapecie w kuchni i zaczęliśmy wspominać dawne czasy, a potem opowiadaliśmy sobie o tym, jak wyglądało nasze życie po wyjeździe blondyna. Co chwilę któreś z nas wybuchało śmiechem. Dowiedziałam się o zauroczeniu chłopaka w jednej ze statystek na planie ich teledysku, o jego niedoszłym związku z Amy, moją znajomą z Mullingar, a jego przyjaciółką, i o innych sprawach i sytuacjach dotyczących jego zespołu. Za to Niall dowiedział się o tym, jak mój pierwszy poważny związek rozpadł się przez plotkujące koleżanki, o moich pierwszych szkolnych zawodach w piłce nożnej..
-Serio? Przegrałyście 20:0!? I to ty stałaś na bramce? - zapytał zwijając się ze śmiechu.
-[ITP] miała stać na bramce, ale się rozchorowała i rodzice nie chcieli jej puścić na zawody, więc w ostatniej chwili poprosili mnie. A ja, głupia, sądziłam, że skoro mnie wybrali to muszę być dobra i że to moja wielka szansa. Nic bardziej mylnego. Zrobiłam z siebie idiotkę i tyle. - uśmiechnęłam się krzywo na wspomnienie tamtego dnia.



Patrzyłam się na Nialla pochłaniającego w zaskakującym tempie pieroga za pierogiem. Najwyraźniej zauważył, że się mu przyglądam, bo powiedział:
-[ITM] miała rację. twoje pierogi są genialne. - wskazał na mnie widelcem.
Uśmiechnęłam się lekko, jednak chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku. Tkwiliśmy tak przez chwilę, aż w pewnym momencie włączyła się automatyczna sekretarka na telefonie domowym
"Hej Słońce! - po kuchni rozniósł się głos mamy. - Będziemy z tatą za jakąś godzinę, właśnie wyjechaliśmy. A tak poza tym, to jak minęło popołudnie z Niallem? Jest naprawdę uroczym chłopakiem i myślę, że coś z was kiedyś będzie." I koniec wiadomości.
Chrząknęłam i spuściłam nieco głowę. Niall uśmiechał się szeroko, a ja czułam się niezręcznie. Na szczęście zadzwonił telefon chłopaka. Na szczęście? Chłopak nadal się na mnie patrzył wyglądało na to, że nie ma zamiaru odebrać telefonu.
-Odbierzesz? - zapytałam i podniosłam jedną brew.
-Przepraszam na chwilę. - powiedział i wstał od stołu.
Po chwili wrócił.
-[TI], dzwoniły do mnie chłopaki, że za godzinę mamy jakąś lekcję śpiewu, więc powinienem się zbierać. - uśmiechnął się przepraszająco.
Zeskoczyłam z lady.
-Mogłabyś mnie odprowadzić do drzwi? - zapytał.
-No jasne. - uśmiechnęłam się.
-Dziękuję za miło spędzone popołudnie. - powiedział, kiedy byliśmy już pod drzwiami.
-To ja ci dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do Nialla bliżej tak, że niemal stykaliśmy się ciałami. W chwilę później pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
-To cześć. - odwrócił się. Chciałam już zamknąć za chłopakiem drzwi, jednak ten odwrócił się i przytrzymawszy nogą drzwi i otworzył je nieco.
-Zapomniałem o czymś. - uśmiechnął się nieśmiało, po czym zbliżył się do mnie i delikatnie musnął swoimi wargami mój policzek. Moje serce zaczęło bić tak, jakby miało mi wyskoczyć z piersi. Poczułam, że się rumienię. Niall odsunął się trochę i spojrzał na mnie.
A potem, bez słowa, poszedł.
Jednak wiecie co? Czułam, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.
I nie myliłam się.

_______________________________________________________
 
Cześć :D! 
Pierwsza sprawa - dziękuję wszystkim,  którzy poświęcili trochę czasu, czytają moją "twórczość", a niektórzy nawet ją komentują. Bardzo dużo to dla mnie znaczy, naprawdę (:
A druga sprawa to taka, że jeżeli ktoś trafił tutaj przekierowany z mojego poprzedniego bloga, to wie, że ten imagin był już tam publikowany. Obiecałam jednak, że tamte imaginy zostaną opublikowane na tym blogu jeszcze raz, a poza tym jestem z tego imagina bardzo zadowolona. Poza tym, to mój pierwszy, jaki kiedykolwiek napisałam, więc jest dla mnie swego rodzaju wyjątkowy :D. Przeglądałam dzisiaj tamtego starego bloga i.. byłam zaskoczona tym, ile było tam komentarzy i to przy pierwszych postach. Serio, nie sprawdzałam tego, bo nie myślałam, że ktoś to jeszcze czytał. Więc jestem pozytywnie zaskoczona (: 
Mam nadzieję, że nie zniechęciła Was długość tego imagina xD 

~Olly 

wtorek, 2 kwietnia 2013

#2 Liam

- Liam, chyba cię porąbało. - mruknęłam.
Brunet zaśmiał się widząc moją reakcję.
- No weź, [TI], będzie fajnie. Obiecuję, że wybiorę ci kogoś fajnego. A jak koleś okaże się być nudziarzem.. to nie wiem, przez cały tydzień.. będę zaopatrywał cię w czekoladę. - powiedział po chwili namysłu.
- Słowo? - podniosłam brew.
- Słowo. - uśmiechnął się szeroko i podał mi dłoń, którą potrząsnęłam. - Ew, kto przecina?
- Ja. Bo to w końcu dotyczy mnie, no nie? - uśmiechnęłam się i przecięłam nasze dłonie i tym samym wprowadzając nasz zakład w życie.
*
Nie wiem, co Liama napadło na podwójną randkę. Nigdy nie sądziłam, że ktoś będzie w stanie mi to zrobić. Chociaż... to Liam. Mogłam się tego po nim spodziewać. Zawsze kiedy widział w jakim jestem stanie po kolejnym uczuciowym rozczarowaniu starał się robić coś, co miałoby na celu pocieszenie mnie. I szczerze powiedziawszy, takich sytuacji była już cała masa. Chodziliśmy do kina, oglądaliśmy filmy, graliśmy w piłkę i jak zwykle spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, tylko podczas moich słabszych dni poświęcał mi więcej uwagi. Liam robił dużo, żeby poprawić mi humor. O dziwo, udawało mu się. Nieraz oglądając jakiś film, zamiast wczuć się w klimat, komentowaliśmy stroje wszystkich aktorów. Albo Liam zaczynał obgadywać moją byłą sympatię, która zawsze o dziwo była jego kolegą. I co najlepsze, udało mu się mnie w to wciągnąć.
Ale podwójna randka? O Matko.
Najlepsze w tym wszytkim było to, że Liam chciał mnie pocieszyć umawiając mnie z kimś innym i nie miał pojęcia o uczuciu, którym go darzyłam. O uczuciu, które już dawno wyszło poza normy zwykłej damsko-męskiej przyjaźni.
Zamiast myśleć nad tym, z kim Liam miał zamiar mnie umówić, zastanawiałam się nad tym, z kim on przyjdzie. Tak samo jak ja, nikogo nie miał. To znaczy, z nikim nie był. Może odważył się i postanowił zaprosić [ITP]? Opowiadał mi kiedyś o niej i o tym, jak wstydzi się do niej podejść i chociażby zwyczajnie porozmawiać. Za każdym razem jednak, kiedy chciałam ich ze sobą poznać, Liam wymigiwał się czymś niesamowicie ważnym i znikał nam z oczu. Tym czymś ważnym było siedzenie z kolegami na głównym korytarzu i picie coli. Faktycznie, bardzo ważne zajęcie, które pochłaniało jego czas na dosłownie każdej przerwie.

-Ubierz tą zieloną sukienkę. - powiedziała [ITP] wyciągając z mojej szafy ubranie.
-Sukienkę? O nie, nie ma mowy. - odpowiedziałam i podszedłwszy do przyjaciółki zabrałam jej sukienkę i powiesiłam z powrotem na wieszaku.
-Skoro ty jej nie ubierasz, to ja ją biorę. - ściągnęła wieszak z szyny.
-Wybierasz się gdzieś? - uśmiechnęłam się i podniosłam brew.
-Powiedzmy. - mrugnęła i uśmiechnęła się szeroko.
Czyli Liam jednak się odważył.


Wyszłam z domu o dwudziestej, powoli zapadał zmrok. Nie rozumiałam, czemu [ITP] nie chciała mi nic powiedzieć o Liamie ani tego, czemu nie chciała iść razem ze mną. Tak samo nie rozumiałam, czemu teraz po mojej prawej stronie nie szedł brunet. Zawsze chodziliśmy wszędzie razem, więc dlaczego nie teraz?
Kiedy doszłam do kawiarni, przejrzałam się w szybie i pchnęłam szklane drzwi tym samym wchodząc do środka. Liam już był, siedział pod oknem w rogu sali i patrzył się wprost na mnie. Jednak miejsce obok niego było puste. Tak samo jak miejsce, które miał zajmować kolega Liama. Zbita z tropu, uśmiechnęłam się lekko i przeszedłwszy przez salę dotarłam do stolika, po czym zajęłam swoje miejsce.
-Gdzie [ITP]? - zapytałam przeglądając menu.
-Proszę? - zapytał zaskoczony.
-Pytałam o to, gdzie jest twoja hm, randka. - uśmiechnęłam się patrząc kątem oka na chłopaka.
-A, moja randka.. - zamyślił się. - Spóźnia się.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
-Idę złożyć zamówienie, na co masz ochotę? - zapytałam wstając.
-To co zawsze. - uśmiechnął się.
Wzięłam menu i podeszłam do barku. W chwilę później pojawił się przy nim kelner, na oko w moim wieku. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i uśmiechnął się szeroko. A może to on był tym chłopakiem? Nie, dobra, [TI], ogarnij się, nie każdy chłopak, który się do ciebie uśmiecha od razu chciałby się z tobą umówić.
-Proszę pani? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.
-Poproszę dwie gorące czekolady. - uśmiechnęłam się lekko.
-Już się robi. - odpowiedział i podszedł do automatu, żeby przygotować napój, tym samym odwracając się do mnie plecami.
Przez cały czas uważnie go obserwowałam.
A może to jednak był on?
W chwilę później usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Który, jak się okazało, należał do chłopaka. Odebrał go i uśmiechnął się szeroko.
-Jasne, że tak, Sophie. U mnie za dwie godziny. Nie mogę się doczekać. Teraz jestem w pracy i, poczekaj chwilkę, muszę obsłużyć klientkę. - powiedział, po czym odwrócił się do mnie z dwoma dużymi kubkami. - Pomóc ci zanieść? - zapytał cicho.
-Nie, nie trzeba. - uśmiechnęłam się i wzięłam od chłopaka zamówienie.
Skoro nie on, to kto inny? Rozejrzałam się po sali. Oprócz niego, Liama i kilku starszych pań w kawiarni nikogo nie było.
Usiadłam przy naszym stoliku i dopiero po chwili dotarłam do mnie, że Liama nie ma. Cóż, pewnie wyszedł do łazienki.
-[TI]. - poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przymknęłam oczy, zastanawiając się, jak on może wyglądać. Nie jestem płytką osobą, ale niestety było to silniejsze ode mnie. Tylko moment. To zabrzmiało jak.. głos Liama?
Wstałam i odwróciłam się. Faktycznie, Liam stał teraz przede mną i śmiał się w najlepsze.
-Co ci tak do śmiechu, co? - założyłam ręce na piersi.
-To jak obserwowałaś tamtego chłopaka, hahaha, [TI], to było piękne. Dobrze, że jego dziewczyna tego nie widziała. - powiedział.
Dałam mu kuksańca w bok. I wtedy zauważyłam, że trzyma w ręce czekoladę. Brunet zaśmiał się i ująwszy moją dłoń, położył na niej tabliczkę.
-To dla ciebie – uśmiechnął się. - To jak, siadamy? - zapytał trochę nerwowo i zajął swoje miejsce.
Usiadłam naprzeciwko niego i wzięłam łyk gorącego napoju. Chłopak po chwili zrobił to samo, nie spuszczając przy tym ze mnie swojego wzroku.
-Długo już ich nie ma. - podniosłam brew. Nie wiem który raz tego dnia, ale było to coś w rodzaju mojego nawyku. Chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak często to robię.
-Nieprawda, oni tutaj są. Od co najmniej dziesięciu minut. - powiedział brunet biorąc kolejny łyk.
-Gdzie? - zapytałam. Naprawdę, niczego nie rozumiałam.
-[TI], naprawdę niczego nie ogarniasz? - zapytał zaczynając się śmiać.
-Co jest w tym takiego śmiesznego, co? - mruknęłam i zanurzyłam swoje usta w ciemnym napoju.
Po chwili jednak dotarł do mnie sens słów Liama i zakrztusiłam się. Spojrzałam na czekoladę, na puste miejsca obok nas i wreszcie na chłopaka. Czy on...? Zarumieniłam się.
-Nie musisz się bać, po prostu chciałem zobaczyć, jak zachowujesz się na... takim czymś. - mrugnął, ale mina wyraźnie mu zrzedła.
-Tak, Liam. - powiedziałam cicho.
-Co tak? [TI], teraz to ja nie rozumiem. - popatrzył mi prosto w oczy.
Nachyliłam się nad naszym stolikiem i patrząc chłopakowi w jego duże, brązowe oczy powiedziałam:
-Pójdę z tobą na drugą randkę.
Odsunęłam się od niego i wziąwszy swój kubek usiadłam koło niego pozwalając, żeby objął mnie ramieniem. Pocałował mnie delikatnie w policzek i czułam, że się uśmiechał. Tak samo jak ja teraz.

__________________________________________
Drugi imagin, ale nie wiem, czy jestem z niego do końca zadowolona. Dlatego proszę Was o szczerą opinię :D
+nie jestem w stanie powiedzieć, z jaką częstotliwością imaginy będą pojawiać się na tym blogu, przepraszam. Ale myślę, że przynajmniej uda mi się wstawić jednego na tydzień (:

~Olly




niedziela, 31 marca 2013

Eastereastereaster

Cześć kochani (:
Kurczę, jestem beznadziejna w układaniu życzeń. Mam nadzieję, że się nie obrazicie, jeżeli po prostu napiszę, że życzę Wam zdrowych, pogodnych i spędzonych w rodzinnym gronie Świąt Wielkanocnych i.. śnieżnego dyngusa (bo o innego raczej będzie ciężko) :D

  

  
I tak na marginesie, chciałabym podziękować wszystkim komentującym, nie spodziewałam się, że ktokolwiek tu zaglądnie :D

~Olly

sobota, 30 marca 2013

#1 Louis

Bal maturalny. Dzisiaj. Dzień na który czekałam będąc już małą dziewczynką. Udzielał mi się ten entuzjazm z amerykańskich balów, gdzie bal maturalny był naprawdę czymś. Amerykańskie produkcje opowiadały zazwyczaj o balach z perspektywy maturzystek, które do balu przygotowywały się przez kilka dobrych miesięcy. Szukały pracy, żeby móc później kupić sobie drogą sukienkę na bal, ale zawsze kończyło się na tym, że rodzice im dokładali, żeby uszczęśliwić córeczkę. Idealna sukienka i idealny facet, o ironio, zawsze ten, w którym była zakochana bohaterka. Ja też zawsze chciałam, żeby ten dzień był idealny. Jako siedmiolatka wyobrażałam sobie swój bal maturalny w dużej, oświetlonej lampionami sali. Byłam ubrana w kremową sukienkę do kostek, miałam na sobie buty na wysokich, kilkucentymetrowych szpilkach. Stałam obok wysokiego, przystojnego blondyna ubranego w taki sam garnitur, jaki miał (i nadal ma) mój tata i w krawacie, którego kolor odcieniem pasował do mojej sukienki. I dziś, dwanaście lat później, miało być tak samo. Jedynie sukienka zmieniła swoją formę na krótszą, a szpilki zamieniły się z miętowymi conversami. Nie umiałam chodzić na szpilkach. Wszystko inne pozostało takie same. A raczej miało być.
Wysoki, przystojny blondyn, jeszcze pół godziny temu mój chłopak, postanowił zaprosić na bal moją najlepszą przyjaciółkę, obecnie jego dziewczynę, jak mniemam. Georgia oczywiście poszła. Nie wiem, co było gorsze. To, że zerwał ze mną Mike, mój odwieczny ideał chłopaka, czy to, że Georgia wiedząc kim był dla mnie chłopak, mimo wszystko zgodziła się mu towarzyszyć na balu, w ogóle nic mi o tym nie mówiąc. Dowiedziałam się od Mike'a, przy okazji jego telefonu w którym jakże dojrzale powiedział mi, że się mu znudziłam i że wybiera się na bal z kimś innym. Zapytany o to, z kim się wybiera, odpowiedział bez ogródek, że z Georgią. Byłam zdruzgotana. Ba, nadal jestem. Kolejną rzeczą, która zmieniła się w ostatniej chwili, była sala. Jeszcze wczoraj była przeze mnie przygotowana, ozdobiona tak, jak wyobrażałam ją sobie będąc małą dziewczynką. Własnoręczne lampiony i mnóstwo białych papierowych gwiazdek zwisających z sufitu. Wszystko prezentowało się i wyglądało idealnie. Do dzisiejszego poranka, kiedy przyszłam na salę zobaczyć, czy czegoś nie trzeba poprawić.
Sala wyglądała jak po przejściu huraganu i pożaru jednocześnie. Kawałki lampionów walały się po całym parkiecie, a papierowe gwiazdki były powyginane i brązowe od ognia. "Nie przejmuj się tak [TI], lampiony posklejamy, gwiazdki wyprostujemy i powstanie.. taki klimat staromodny, pozornie niedbały." - słowa mojego najlepszego przyjaciela, Louisa, przyrodniego brata Georgii, kiedy spotkawszy go powiedziałam mu o całej sytuacji. Nie podzielałam jednak jego zdania. Długo pracowałam nad końcowym efektem, miało być idealnie. Moja wychowawczyni jednak wpadła na taki sam pomysł, jak Louis i wszystkim się to spodobało. Wszystkim, z wyjątkiem mnie.
Ale to nie sala była powodem mojej, trwającej już piętnaście minut, nieobecności na balu. Poszłabym, gdyby nie Mike. Chociaż to też bez sensu. Wielokrotnie chodziłam sama na dyskoteki i bale. Jednak te wszystkie rzeczy pomieszały się ze sobą za szybko, uderzając mnie przez to mocniej niż powinny.
Tak więc, siedziałam teraz na swoim łóżku ubrana w moją cholernie drogą kremową sukienkę i miętowe conversy, które wydawały mi się teraz wyjątkowo brzydkie. Nigdy nie lubiłam miętowego koloru, ale kupiłam trampki w takim kolorze, bo stwierdziłam, że fajnie kontrastują z kremową sukienką.
Zawibrował mi telefon.
Cat: "Gdzie Ty do cholery jesteś Słońce? Wszyscy się o Ciebie pytają. Weź, tak długo czekałaś na ten bal, tak bardzo się starałaś i chcesz, żeby Cię to ominęło przez jakąś idiotkę i Twojego byłego faceta? Daj spokój, [TZ]! xx"
Uśmiechnęłam się lekko i odpisałam, że nie mogę przyjść, bo coś mnie zatrzymało. Po części nie skłamałam, jak się okazało.
-Córciu, ktoś na ciebie czeka przed klatką. - powiedziała moja mama stając w progu mojego pokoju. Uśmiechała się szeroko.
-Kto? - zapytałam wstając z łóżka, jednak nie usłyszałam odpowiedzi, bo mama obróciła się na pięcie i poszła do łazienki.
Niechętnie wyszłam z mieszkania i pchnęłam drzwi klatki na zewnątrz. Uśmiechnęłam się lekko, a serce zabiło mi szybciej.
Wzdłuż szerokiego chodnika ułożone zostały lampiony, całkiem podobne do tych, które ja zrobiłam. Była ich niesamowita ilość. Nigdzie jednak nie widziałam osoby, która, według mamy, miała tu na mnie czekać. Śmieszne, ale dokładnie jak w bajkach, postanowiłam iść drogą, którą, w tym przypadku, wyznaczały małe lampiony. Zaprowadziły mnie na plac rynkowy, znajdujący się kilkanaście metrów od mojego mieszkania. Plac był wyjątkowo niezatłoczony i oświetlony w taki sam sposób, jak chodnik do niego prowadzący. Jednak to, co zrobiło na mnie większe wrażenie siedziało na dużym kamieniu na środku placu. Ubrane w garnitur mojego taty, białą koszulę zapasaną w kremowe rurki, czarne conversy i miętowy krawat, odcieniem idealnie pasującym do koloru moich trampek. Coś, co uśmiechało się teraz do mnie delikatnie i patrzyło na mnie uważnie.
A raczej ktoś.
Louis William Tomlinson, mój najlepszy przyjaciel.
Podeszłam do niego niepewnie, a wtedy chłopak wstał i lekko objął mnie jedną ręką. Wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon i puścił jakąś wolną,nastrojową piosenkę. Schował telefon i nie spuszczając ze mnie wzroku położył swoja drugą rękę na moim biodrze.
-Przepraszam za kiepskie radio, ale dopiero dziesięć minut temu dowiedziałem się, że nie poszłaś na bal. - uśmiechnął się przepraszająco.
-Jest idealnie, Louis. - uśmiechnęłam się i delikatnie położyłam dłonie na jego barkach, zbliżając się do niego przy tym. Od razu poczułam zapach męskiego, czarnego playboya. Mojego ulubionego męskiego zapachu, którego ostatnio kupiłam Mike'owi na urodziny. Stopstopstop. Przynajmniej teraz muszę przestać myśleć o Mike'u.
Nie wiedziałam, dlaczego Louis to robił. Zrobiło mu się mnie żal?
Minęła pierwsza, wolna piosenka, którą przetańczyliśmy w zupełnej ciszy, nie odzywając się, a posyłając sobie jedynie krótkie spojrzenia co jakiś czas. Następną piosenką była Tonight We Have The Stars Bryana Adamsa. Jedna z moich ulubionych.
-Mike jest idiotą. - powiedział Lou, kiedy zaczęły się pierwsze słowa piosenki. - Georgia też. Zachowała się bezczelnie. Chyba będę musiał z nią porozmawiać.
-Nie rozmawiaj, Louis. Przynajmniej dowiedziałam się, że mój dwuletni związek z Mikiem był nieporozumieniem. - powiedziałam cicho i przeniosłam wzrok na Louisa.
-... and I know it's in my heart. Tommorow may be raining, but tonight we have the stars. - chłopak zanucił do mojego ucha dotykając przy tym wargami mojego ucha. Wzdrygnęłam się.
Spojrzałam na niego, kiedy odsunął swoją głowę od mojej. Tym razem prosto w oczy. Boże, jakie Tomlinson miał piękne oczy. Ciemnoniebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie powodując, że moje serce nagle zaczęło bić jak oszalałe. Louis uśmiechnął się szeroko.
Niewiele myśląc, wspięłam się na palcach i delikatnie przywarłam swoimi wargami do jego ust. Chłopak nachylił się nade mną i wpił się w moje usta bardziej zdecydowanie, niż ja przed chwilą w jego. Czułam, że się uśmiechał.
Nagle przypomniałam sobie słowa, które Mike powiedział mi dzisiaj pod koniec naszej rozmowy. Balu maturalnego nie można spędzić z byle kim. Teraz te słowa zyskały nowe znaczenie. O ile wtedy byłam przez to stwierdzenie załamana, to teraz zrozumiałam, że Mike miał rację.
______________________________________

Tadam :D Co o tym myślicie?

~Olly